« powrót do spisu artykułów   


PRZEDŚLUBNE ROZTERKI


Rozmowa z Aliną Henzel-Korzeniowską – psychologiem, psychoanalitykiem, ekspertem na forum: www.seksuolog.org.pl

MW: Coraz później zawierane małżeństwa, powszechne rozwody i mnóstwo par żyjących bez ślubu – czy to znak, że instytucja małżeństwa traci na wartości we współczesnych czasach?

A.H.-K.: Z jednej strony są to fakty nie do podważenia, o których mówią statystyki, ale paradoksalnie małżeństwo nie straciło na wartości. Właśnie dlatego, że stanowi ono ogromną wartość, ludzie tak bardzo boją się popełnić błąd. Wolą czasami odłożyć decyzję w czasie, sprawdzić się wzajemnie, żyjąc w wolnym związku, zanim złożą przysięgę „na całe życie”. Małżeństwo dla wielu osób jest tak ważne, że jego rozpad stanowiłby zbyt trudną do zniesienia porażkę życiową. Ten strach przed niepowodzeniem podsycany wiedzą o rozpadzie innych małżeństw może wywoływać różne wątpliwości i powstrzymywać przed podjęciem ostatecznej decyzji. Z drugiej strony rosnące przyzwolenie społeczne dla konkubinatu tworzy nową normę pozwalającą na życie w wolnym związku.

MW: Ludzie zadają sobie czasem pytanie: po co w nasze osobiste, intymne sprawy wciągać urzędników, księży, rodzinę itp.? Najważniejsze, żeby sobie wzajemnie na co dzień okazywać miłość i budować wzajemne zaufanie. Miłość jest między nami, a nie na pokaz – dla rodziny, przyjaciół i znajomych...

A.H.-K.: To brzmi jak racjonalizacja strachu przed związkiem, próba znalezienia usprawiedliwienia dla swojej niechęci do podjęcia zobowiązań, które są, a przynajmniej powinny być – oczywistym elementem stałego związku. Jedną z funkcji małżeństwa jest rodzicielstwo i w momencie zawarcia ślubu prawo chroni dzieci z tego związku na wypadek, gdyby rodzice okazali się nieodpowiedzialni.

MW: Często słyszy się opinie małżonków, że po ślubie coś się zaczyna psuć w związku. Dlaczego tak się dzieje?

A.H.-K.: Po zalegalizowaniu związku często, rzeczywiście, ludzie nabierają takiej pewności siebie wobec partnera, że sami przestają się starać, natomiast zaczynają żądać. Dotyczy to także sfery seksualnej. Na przykład kobieta z niewielkim lub żadnym doświadczeniem i potrzebami seksualnymi tworzy iluzję wobec siebie samej i partnera, że dopiero po ślubie rozbudzi w sobie namiętność. W rzeczywistości dzieje się raczej odwrotnie. Mając już partnera niejako „na własność”, przestaje nad sobą pracować. Godzi się z tym, co już wcześniej przeczuwała – ta sfera po prostu nie jest dla niej ważna. Teraz, gdy ma już męża, nie musi udawać, że jest inaczej.

MW: Żyjemy znacznie dłużej niż nasi przodkowie, więcej się przemieszczamy, łatwiej się komunikujemy za pośrednictwem telefonów, Internetu, poznajemy ciągle nowe osoby. Jesteśmy zmuszeni do większej elastyczności i ciągłej gotowości na zmiany. Może przysięga składana na całe życie stała się czymś anachronicznym i niemożliwym do spełnienia?

A.H.-K.: Rzeczywiście, jest tu pewna sprzeczność. Z jednej strony życie w ciągłym pędzie – z drugiej, małżeństwo, które kojarzy się ze względną stabilizacją. Żyjemy w takim pośpiechu, że trudno jest nam się zatrzymać na chwilę, znaleźć czas dla siebie, zastanowić się, co jest dla nas tak naprawdę ważne, cieszyć się chwilą, która właśnie trwa. Patrzymy ciągle do przodu, myślimy o tym, co będzie, a nie poświęcamy wystarczająco dużo uwagi temu, co mamy w danym momencie. Ogromne tempo zmian i nadmiar doświadczeń w krótkim czasie grożą powierzchownym przeżywaniem życia pozbawionego smaku. Wstąpienie w związek małżeński czy nawet już wspólne zamieszkanie jest pewnym zobowiązaniem do znalezienia czasu wspólnego. Warto go poszukać, by razem czerpać przyjemność nawet z najprostszych rzeczy, takich jak choćby wspólne posiłki przy pięknie nakrytym stole, spacery po lesie czy nawet zakupy na targu warzywnym w letni, słoneczny dzień.

MW: Są osoby, dla których najważniejsza jest temperatura uczuć. Wiadomo, że z czasem namiętność ustępuje miejsca przywiązaniu – wówczas rodzi się potrzeba nowości. Jak w tej sytuacji składać przysięgę na całe życie?

A.H.-K.: Będąc w długoletnim związku sformalizowanym, również przeżywa się nowe fascynacje, tylko zmienia się rodzaj tych fascynacji. Ludzie z biegiem czasu zmieniają się i mogą wciąż odkrywać się na nowo. Fascynacja erotyczna faktycznie mija, ale jej miejsce zajmuje fascynacja dziećmi, tworzeniem nowego domu, wspólnymi podróżami itd. Jeżeli ludzie chcą stworzyć rodzinę, sama fascynacja erotyczna i miłość nie wystarczą. Muszą być spełnione również inne warunki, takie jak odpowiedzialność, lojalność, chęć pracowania nad związkiem, uczenia się pewnych zachowań dla dobra związku.

MW: Wydaje mi się, że w ostatnich czasach coraz bardziej cenimy sobie osobistą wolność i możliwość samorealizacji. Może stąd bierze się lęk przed formalizacją związku?

A.H.-K.: Bycie w związku nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz ułatwia samorealizację. Problem polega na tym, że często mylimy wolność z anarchią. Tymczasem wolność wymaga samodyscypliny. Jeśli związek jest dobrze dobrany, to ludzie nie zabierają sobie wzajemnie terytorium osobistego. Łatwiej skoncentrować się na karierze, mając oparcie w partnerze. Satysfakcjonujące, stabilne życie emocjonalne uwalnia nas od lęku przed samotnością. Nie musimy w takiej sytuacji poświęcać czasu i uwagi na poszukiwanie partnera – możemy spokojnie poświęcić się karierze. W razie niepowodzeń, z kolei, jest się do kogo wygadać, co też nie jest bez znaczenia.

MW: Ile racji jest w przekonaniu, że akt małżeństwa to tylko formalność? „Papierek” nie ma wpływu na stan uczuć, więc po co sobie tym zawracać głowę?

A.H.-K.: Słowo tworzy rzeczywistość. Przysięga złożona w obecności świadków, w majestacie prawa, a tym bardziej, jeżeli ma ona charakter sakramentu, jest bardziej zobowiązująca niż sam dokument formalny. Liczy się symboliczna siła wypowiedzianych słów, deklaracja, która zobowiązuje. Sam dokument ma znaczenie jedynie ze względu na dzieci i ewentualne sprawy majątkowe.

MW: Ślub i wesele to bardzo duży wydatek. Być może dla niektórych jest to marnowanie pieniędzy, które można wydać w bardziej pożyteczny i przyjemny sposób...

A.H.-K.: Ludzie potrafią wydać ogromne pieniądze na wesele, ponieważ z jednej strony chcą podkreślić wagę decyzji o wstąpieniu w związek małżeński. Z drugiej strony ślub jest ważnym wydarzeniem dla całej rodziny i młoda para pragnie podzielić się swoim szczęściem z najbliższymi. Rodzice chcą wyrazić publicznie swoją dumę z dzieci, które potrafią sobie dobrze układać życie. Do tego często dochodzi chęć zaimponowania innym bogactwem, potrzeba bycia podziwianym, bycia w centrum uwagi czy wręcz wzbudzenia zazdrości. Niektóre rodziny z kolei liczą na kosztowne prezenty, które mają zrekompensować koszty wesela. Przede wszystkim jednak znaczenie ma tu ogromna siła tradycji, a z tradycją się nie dyskutuje, tradycji się przestrzega.

MW: Jakie wątpliwości najczęściej dręczą przyszłych współmałżonków?

A.H.-K.: Boją się, czy sprostają roli, której się podejmują. Osoby nieśmiałe są zestresowane samym faktem bycia w centrum uwagi w czasie ceremonii. Wówczas obawy może budzić wszystko: czy będą w stanie powtórzyć przysięgę, jak będą się prezentować w swoich strojach, jak zostaną ocenieni, czy świadkowie nie zapomną obrączek, jak zatańczą pierwszy taniec, czy goście będą zadowoleni z przyjęcia itd.

MW: Czy można w jakiś sposób zminimalizować stres przed ceremonią ślubną?

A.H.-K.: Najważniejsze jest wsparcie rodziny. Oczywiście, można przećwiczyć pewne elementy uroczystości, żeby poczuć się pewniej: zrobić próbną fryzurę i makijaż, wziąć lekcje tańca, ale tu nie chodzi o perfekcyjne wystąpienie. Dobrym pomysłem jest wynajęcie firmy, która w całości zajmie się sprawami organizacyjnymi, a państwo młodzi i rodzina mogą się wówczas skupić na samej istocie uroczystości.

MW: Zdarza się, że tuż przed ślubem któregoś z partnerów nagle dopadają wątpliwości, czy podjął właściwą decyzję. Co wtedy zrobić?

A.H.-K.: Większość osób jednak nie odwołuje ślubu, ponieważ składa swoje rozterki na karb ogólnego zdenerwowania. Czasem dopiero po latach, w momencie kryzysu, uświadamiają sobie, że już przed ślubem dostrzegali cechy partnera, które teraz stają się źródłem konfliktu. W realnym życiu o wiele rzadziej niż w filmach zdarzają się „ucieczki sprzed ołtarza”. Taka decyzja wymaga ogromnej odwagi i jest bardziej bulwersująca niż ewentualna późniejsza decyzja o rozwodzie. Mimo to wycofanie się, zanim złoży się przysięgę na całe życie, przynosi o wiele mniej szkód niż ukrycie swoich wątpliwości i późniejszy rozpad małżeństwa.

Magazyn Wesele
Rozmowę przeprowadziła Renata Rychlik

Zamknij

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.

Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz określić w ustawieniach Twojej przeglądarki.

Trwa ładowanie obrazu...